niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 5

Spotkanie z przyjaciółką skończyło się dość szybko. Sama nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał... Pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w stronę swojego domu.
Po kilkuminutowym spacerze w końcu stałam pod drzwiami domu. Zaczęłam szukać kluczy kiedy zorientowałam się, że dałam je do potrzymana Mateuszowi i zapomniałam ich odebrać. Wiedziałam, że taty jeszcze nie będzie w domu, ale i tak z nadzieją zadzwoniłam do drzwi. Tak jak myślałam nikt mi nie otworzył.
- No cóż, będę musiała poczekać, bo do Matiego już raczej nie pójdę. - westchnęłam i usiadłam na schodach. Ze spodni wyciągnęłam telefon z słuchawkami, a już po chwili słuchałam muzyki. Nie wiem dokładnie ile tak siedziałam. W pewnym momencie poczułam lekkie szarpnięcie. Przez myśl mi przeszło, że to Hubert, ale zaraz tajemniczy ktoś stanął obok mnie i okazało się, że to nikt inny jak mój przyjaciel.
- Zapomniałaś kluczy, pomyślałem, że ci je podrzucę. - powiedział.
- Dzięki. Taty w domu nie ma, a już nie miałam siły, żeby iść do ciebie po te klucze. Tak to nie wiem ile bym tu jeszcze siedziała.
- To dobrze pomyślałem! Może się gdzieś przejdziemy? Co ty na to?
- Jeśli chcesz.
Podniosłam się i ruszyliśmy w stronę parku. Jak zwykle nie mogliśmy się nagadać. Ciągle któreś z nas sobie przerywało i dodawało coś swojego. Lubiłam takie spacery w miłym towarzystwie. Już zaczynaliśmy opowiadać następną śmieszną historię kiedy zadzwonił telefon mojego towarzysza.
- Tak? [...]  Nic o tym nie wiem. [...] Nie, dlaczego? [...] Tak oczywiście, zaraz będę.
- Kto to? -zapytałam.
- Sąsiadka. Dzwoniła żeby zapytać czy rodzice zostawili dla niej jakąś paczkę czy coś. Muszę lecieć, bo prosiła żebym jej pomógł, ale najpierw cię odprowadzę.
- Nie trzeba, znam przecież drogę. Leć, bo się spóźnisz. - uśmiechnęłam się.
- Aniele ty mój. - Mateusz zaśmiał się, pocałował mnie w policzek i tyle go widziałam.
Zawróciłam i zaczęłam podążać w stronę własnego domu. W połowie drogi zaczęłam mieć dziwne przeczucie, tak jakby ktoś mnie śledził? Obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie zobaczyłam. Coś jednak było nie tak, bo ciągle słyszałam jakieś kroki. Zaczęłam żałować, że Mati mnie nie odprowadził. Mijałam ostatnio zakręt koło domu kiedy usłyszałam czyjś oddech. To na pewno nie było przewidzenie! Rzuciłam się do biegu i zaczęłam szarpać za drzwi. Na szczęście były otwarte.
- Gdzie ty byłaś? - zapytał tato.
- Na spacerze. Tato ktoś mnie śledził... Zaczynam się bać.
- Słucham? Czekaj chwilkę. - Ojczulek otworzył drzwi i zaczął się rozglądać.
- Nikogo Nie widać, może ci się przewidziało?
- Nie! Słyszałam czyjeś kroki i oddech! Nie mogło mi się przewidzieć.
- Dobrze, jutro zgłosimy to na policję. Teraz idź się połóż, bo już późno.
Wolnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju. Z  szafki wzięłam piażamę i udałam się do łazienki aby się wykopać.
Kiedy już skończyłam i położyłam się do łóżka usłyszałam dźwięk telefonu.
- Numer prywatny? Dziwne. Nie pamiętam żebym komuś go podawała. Słucham?
- Nadia Stalińska? - usłyszałam dziwny głos.
- Tak, a kto mówi?
- Jutro o 22 masz być w parku. Nikogo o tym nie informuj! Jeżeli komuś powiesz ktoś z twoich bliskich tego pożałuje!
- Halo? - krzyknęłam jednak połączenie zostało przerwane.
Zaczęłam się bać już nie na żarty. Powiedziałabym komuś, ale jeśli on nie kłamie? Nie wiem co mam robić. Chyba będę musiałam tak pójść...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

I macie następny. Tak wiem, obiecałam, ze będzie dłuższy, ale nie mam za bardzo czasu. :( Przepraszam was za to. Dziękuję za 2 komentarze pod ostatnim rozdziałem. ;) Mam nadzieje, że pod tym będzie ich więcej. :]
Pozdrawiam!

2 komentarze: